Niedziela, 13-sty października - ktoś mi powiedział kilka dni wcześniej, że rano, o 10-ej idzie grupa z kijami w puszczę. Brakowało mi ruchu, brakowało mi towarzystwa, chodzenie w pojedynkę - ile można?
Z trudem wygrzebałam się rano: a, bo nikogo nie znam, a bo  mi się nie chce, a bo....sama jeszcze nie wiem, co.
Wjechałam na parking przy Lemon Tree, a tu jakaś roześmiana brunetka macha  do mnie z daleka, podbiega do samochodu i.....już widzę, że pomyłka! Pomyliła mnie ze znajomą, ale ucieszyłyśmy się bardzo z tego niezasłużenie serdecznego powitania. Właściwie, czemuż by nie?!
I potem już poszło jak z płatka. Zebrała się grupa, ruszyłyśmy w puszczę, grupa co rusz to mieszała swoje szyki, gawędziłyśmy w podgrupach o tym, o owym.
Nagle okazało się, że panie są z Uniwersytetu Trzeciego wieku, co dla mnie wcale nie było oczywiste, bo o spacerze dowiedziałam się od młodej znajomej, była mowa o wędrującej grupie, ale nic poza tym.
Ok., idziemy dalej. Z lekko pochmurnego poranka robi się piękny, polsko-złoto-jesienny dzień. Wędrujemy ścieżkami, trochę na azymut, gawędzimy o tym, o owym.
Nagle okazuje się, że Ela, z którą rozmawiam doznaje olśnienia: - Znamy się! Nie osobiście, ale z opowieści jedna o drugiej! -
Rzeczywiście, składamy w całość fakty, urywki informacji i prawda wychodzi na jaw ;) ! Połączyła nas postać młodej studentki z rodziny Eli, którą się opiekowałam na jej stażu kilka lat temu. I ta studentka, mnie opowiadała o Cioci Eli, która....., a cioci Eli opowiadała o pani Dorocie, która.....
Tiaaaa, świat jest mały i bardzo interesująco nieprzewidywalny.
Nordyckie spacerowanie zakończyłyśmy w Lemon Tree, gdzie obejrzałam obrazy malowane przez moje nowe znajome, bo jak się okazało, wędrowałam z grupą malarską! Byłam zaskoczoną urodą obrazów wiszących na ścianach tego gościnnego miejsca.
 Moje nowe koleżanki odgrażały się, że i mnie nauczą malować, ale obawiam się, że mój malarski antytalent będzie zdecydowaną przeszkodą. Mogę opowiedzieć, co widzę, ale żeby namalować.....?! Nie ma mowy. A zresztą, nigdy nie mów nigdy, prawda?
Dzień zakończyłyśmy ogniskiem, zagryzłyśmy, jak się należy - kiełbaską.
I ciągle mam przed oczami piaszczystą drogę, która prowadzi w głąb złotego korytarza, zamykającego się nad naszymi głowami.
Nie potrafię tego namalować. A one - tak.
Pozdrawiam serdecznie, dziękuję za ten dzień i życzliwość - Dorota Osman, dziennikarka

Blog Archive

Sponsor

Sponsor